Aktualności
Dostateczna wersja siebie. Rozmowa z Grzegorzem Małeckim
28/05/2025
Grzegorz Małecki pracuje nad dramatem Pabla Remóna Zaćmienie w dwóch aktach. 13 czerwca na Scenie Studio zobaczymy polską prapremierę tej sztuki.
„Od współczesnego człowieka wymaga się, aby był absolutnie doskonały: piękny, zdrowy, bogaty, ponieważ inaczej pozycjonuje się poza nawiasem społeczeństwa – mówi reżyser. – Remón pisze, że naprawdę wystarczy być dostateczną wersją siebie, że ocena dostateczna jest naprawdę bardzo okej i też daje promocję do następnej klasy”.
Próby Zaćmienia w dwóch aktach: Grzegorz Małecki – reżyser. Fot. Marta Ankiersztejn
Jak trafiłeś na dramat Pabla Remóna i co Cię w nim najbardziej w pierwszym odbiorze zafrapowało?
W ostatnich latach dość kompulsywnie czytam współczesne dramaty. Szukam nie tylko nowych treści, ale przede wszystkim ciekawej konwencji. Jednak znalezienie czegoś, co nie jest echem rzeczy, które się już widziało, jest bardzo trudne. I bądźmy szczerzy: z wiekiem człowiek bywa coraz bardziej wybredny. Natomiast Zaćmienie urzekło mnie od pierwszych zdań. Po kilku stronach wiedziałem, że chcę je robić. Nie byłem jeszcze tylko pewny, czy jako aktor czy reżyser. Po pierwsze szalenie spodobała mi się forma. Z jednej strony jest niezwykle sceniczna, z drugiej kinowa. Sam autor, Pablo Remón, mówi, że jest to mieszanka powieści, teatru i filmu. I jest jeszcze jedna rzecz. Ten dramat jest po prostu aktorskim marzeniem. Oto mamy czwórkę aktorów. Każdy z nich gra w zasadzie główną rolę. Ale co najważniejsze, każdy może pokazać wszystkie swoje możliwości. Mamy tu i komedię, i dramat, i farsę, i tragedię. Fabuła dzieje się w zawrotnym tempie. Akcja rozgrywa się wśród ludzi teatru i filmu, opowiada o aktorach, reżyserach, producentach, pisarzach i scenarzystach. Czasem przenosimy się do ich snów, a kiedy indziej oni sami stają się postaciami z Czechowa lub z Sarah Kane.
Żyjemy dziś pod wieloma presjami, wywieranymi przez różne siły – rządy, wielkie koncerny, media społecznościowe… Od współczesnego człowieka wymaga się, aby był absolutnie doskonały: piękny, zdrowy, bogaty, ponieważ inaczej pozycjonuje się poza nawiasem społeczeństwa. I aby „realizował swoje marzenia”. Tymczasem Remón napisał sztukę o tym, że nie wszystkie marzenia warto realizować. Bo często okazuje się, że niektóre z nich wcale nie są nasze. Że zostaliśmy w nie wmanewrowani przez świat, przez okoliczności, przez system kapitalistyczny, przez naszych rodziców z ich niespełnionymi ambicjami. Remón pisze, że naprawdę wystarczy być dostateczną wersją siebie, że ocena dostateczna jest naprawdę bardzo okej i też daje promocję do następnej klasy.
Jesteś aktorem ćwierć wieku – temat jest Ci bliski. Ana, jedna z bohaterek, mówi: „Ja myślę, że jestem uzależniona od… tej idei bycia aktorką”.
Na początku trochę się bałem, czy nie wyjdzie nam spektakl insajderski, zrozumiały tylko dla ludzi z naszego środowiska. Remón jest jednak znakomitym autorem, udało mu się sprawić, że aktorsko-reżyserskie perypetie uzyskują wymiar ogólnoludzki. Natomiast rzeczywiście bycie aktorem, to praca oczywiście fascynująca, ale z drugiej strony może bardzo frustrować. Przymus bycia najlepszym, castingi, recenzje, opinie widzów, nieustanne porównywanie się z innymi, zmaganie się ze swoimi ograniczeniami, wysłuchiwanie komentarzy na temat wyglądu, wieku i tysiące innych rzeczy sprawiają, że łatwo się rozsypać. Myślę, że mało jest środowisk tak rozdygotanych, pełnych kompleksów i kruchych, jak aktorskie. Oczywiście rzadko się do tego przyznajemy. Natomiast nasza praca jest niejednokrotnie okupiona depresjami, psychoterapiami, lekami, bądź też uzależnieniami i życiowym pogubieniem. Cały czas oglądamy się w lustrze, widzimy nasze braki, niedoskonałości. Nawet oglądając film czy serial, cały czas porównujemy się z tym kimś, kogo widzimy na ekranie.
I od razu wtedy zadaje się sobie pytanie: „jak ja bym to zrobił?”
To też. Ale przede wszystkim: „dlaczego ja tego nie robię?” [śmiech]. Aktorzy, często zmanipulowani przez media społecznościowe, sami nakładają na siebie przymus istnienia za wszelką cenę, bywania za wszelką cenę, pokazywania się z najlepszej strony. Sztuka Remóna, momentami zresztą bardzo zabawna, odziera ten świat z presji doskonałości. Jego bohaterami są aktorzy i ludzie związani ze sztuką, ale tak naprawdę dramat ma wymiar uniwersalny. Autor mówi do nas czule „uspokójcie się odrobinę, oddychajcie, życie jest gdzie indziej. Naprawdę nie musicie realizować wszystkich swoich planów”.
Jak pracuje się z aktorami nad dramatem, który ma tak wiele poziomów teatralności? I wiele odwołań do tradycji teatralnej.
To jest zupełny odlot. Bohaterowie grają fragmenty z Sarah Kane, a potem przenoszą się do Trzech sióstr Czechowa albo do Czarnoksiężnika z Krainy Oz. Kiedy indziej występują w popularnym codziennym serialu, potem doznają narkotycznych wizji, w których przenoszą się w sam środek czyjegoś scenariusza. No, jest zabawa.
Próby Zaćmienia w dwóch aktach: Grzegorz Małecki – reżyser, Justyna Kowalska. Fot. Marta Ankiersztejn
Czy ważne było dla Was także zagadnienie wstydu i jego przekraczania?
W trakcie prób, w jakiś sposób trzeba odrzeć się z godności. Przełamać niemoc. Poczucie wstydu, zażenowania, tremę. Moim sposobem na to jest uświadomienie sobie, że teatr, niezależnie od tego czy gramy tragedię czy farsę, to taka zabawa pięciolatków w piaskownicy. Dzieci wchodzą w role na pstryknięcie palcami i nie mają żadnej wątpliwości, że są w tej chwili mamą, tatą, złodziejem, policjantem, albo jakimś zwierzakiem. W każdym momencie mogą też spektakl przerwać, mówiąc: „Stop, zabawa, chce mi się pić”. Dojrzewając tracimy tę naiwność. A podczas prób trzeba znowu ją w sobie znaleźć. Dlatego nas, aktorów, trzeba głaskać, kochać, dawać czas na to, żebyśmy mogli się przeistoczyć i znaleźć znów w piaskownicy. To wcale nie takie proste namówić dorosłych ludzi, żeby zdecydowali odrzeć się z godności. Ba! Żeby jeszcze znaleźli w tym przyjemność! Ale kiedy to się udaje, to naprawdę zdarza się, że powstają wspaniałe rzeczy. Reżyserzy często zapominają o tym, że aktorzy nie grają na instrumentach takich jak muzycy. Grają na samych sobie. A są to instrumenty bardzo skomplikowane. Z aktorami trzeba delikatnie. Wiem to, bo sam lubię, kiedy ze mną się tak postępuje. Pracując nad Zaćmieniem w dwóch aktach, działamy wspólnie. Bardzo zależy mi na tym, żeby aktorzy czuli się współtwórcami przedstawienia. Zresztą od lat wszyscy dobrze się znamy, pracowaliśmy ze sobą niejednokrotnie i po prostu się lubimy. Jeszcze.
Remón podnosi też temat przecięcia zawodu artystycznego z biznesem. Robi to, Twoim zdaniem, celnie?
Celnie. Serial i film od dawna są biznesem. Powoli staje się nim również teatr. Są zresztą miejsca na świecie, w których teatr jest biznesem od lat. Jak choćby na West Endzie czy Broadwayu. I powstają tam rzeczy fenomenalne. Niemniej system producencki i presja wyników finansowych sprawiają, że jest coraz mniej miejsca na artystyczne poszukiwania. Remón opisuje to, zresztą w dość zabawny sposób. Jeden z bohaterów chce zerwać kontrakt w międzynarodowym serialu i zrobić wreszcie film w stylu Antonioniego. Z kolei aktorka, sfrustrowana występem w telenoweli, postanawia wyprodukować własny, ambitny spektakl. Bohaterowie szukają swojego miejsca w życiu i sztuce.
Próby Zaćmienia w dwóch aktach: Grzegorz Małecki – reżyser, Mateusz Rusin, Anna Lobedan. Fot. Marta Ankiersztejn
W dramacie wspomniany jest filozof i teoretyk kultury Byung-Chul Han, autor m.in. Społeczeństwa zmęczenia. Jego diagnoza jest pesymistyczna – ludzie są rozchwiani, coraz bardziej wypaleni, dochodzimy do ściany. Czy jesteśmy już o krok od kropli, która przepełni tę czarę goryczy?
Może ta czara już się przelała? Zupełnie niepostrzeżenie znaleźliśmy się w sytuacji, w której zgubiliśmy cele, które ludzie, wydaje mi się, wyznaczali sobie długofalowo. Jesteśmy uzależnieni od mediów społecznościowych, od krótkich nieskomplikowanych informacji, nie potrafimy skupić się na książce, nawet na spacerze w lesie robimy rolki na Insta. Jesteśmy zniewoleni przez przymus bycia lepszymi. Przez przymus posiadania najnowszych smartfonów, ciuchów, itd. Byung-Chul Han wskazuje jednak, że winny jest nie tylko system, winni jesteśmy również my, jednostki. Zapomnieliśmy o tym, co to jest krytyczne myślenie. I nawet nie zauważyliśmy momentu, w którym staliśmy się niewolnikami. Bez żadnej refleksji. Niewolnikami cudzych pragnień. Nie możemy więc obwiniać tylko i wyłącznie kapitalizmu i wielkich korporacji. Winne są obie strony.
Myśmy to sami zbudowali…
Tak. Bardzo trudno jest z tego wyjść. Mam oczywiście świadomość, że sztuką Zaćmienie w dwóch aktach nie rozwiążemy problemów światowych [śmiech]. Teatr raczej nie zmienia rzeczywistości. Ale czasem daje na dwie godziny o niej zapomnieć.
Rozmawiała: Monika Mokrzycka-Pokora (materiał własny Teatru; w przypadku publikacji fragmentów prosimy o podanie źródła)
Strona przedstawienia Zaćmienie w dwóch aktach
Zaćmienie w dwóch aktach Pabla Remóna w reżyserii Grzegorza Małeckiego| prapremiera polska na Scenie Studio 13 czerwca 2025, godz. 19:30
Kolejne zaplanowane przedstawienia:
14, 15, 17 czerwca, godz. 19:30
24 czerwca, godz. 19:30
25 czerwca, godz. 20:00
26, 27, 28 września, godz. 19:00
8, 9 października, godz. 19:00